poniedziałek, 3 kwietnia 2017

Etap pierwszy, czyli wybór mieszkania

Tematem tym rozpoczynam nowy dział na blogu - Moje wnętrza. Urządzanie, dekorowanie, to jedna z moich dość licznych pasji. Kocham coś zmieniać w swoim otoczeniu, wymyślać nowe aranżacje, często dość oryginalne. Sama tworzę dodatki, meble, dekoracje. Myślę, że ten dział będzie z czasem całkiem niezłym źródłem inspiracji dla takich zapaleńców jak ja.
Układ mieszkania przed remontem



Stało się. Wreszcie kupiliśmy mieszkanie. A wybrzydzaliśmy dobre pół roku. Mieliśmy już kilka miesięcy wcześniej upatrzone mieszkanie i po spełnieniu warunków kredytowych okazało się, że właściciel nie spełnia warunków sprzedażowych i nie może sprzedać mieszkania, ze względu na to, iż wykupił je od spółdzielni za grosze w zeszłym roku, pod warunkiem, że nie będzie mógł tej nieruchomości w ciągu najbliższych lat sprzedać. O ile mnie pamięć nie myli chodziło o 5 lat. Standard. Aż się dziwiłam, jak mogli o czymś takim zapomnieć. Zaproponowali nam wynajem z pierwszeństwem wykupu i gwarancją ceny, ale nie zgodziliśmy się.

Zrezygnowani i rozżaleni na pewien czas porzuciliśmy poszukiwania, aż do stycznia tego roku. Powoli zaczęło robić się nam ciasno w wynajmowanym gniazdku. Wiedziałam, że nie będzie łatwo o odpowiednie lokum, bo po pierwsze taki rynek nieruchomości, a po drugie lista warunków, jakie musiały spełniać moje cztery kąty, była dość długa. Przy wyborze mieszkania głównie kierowałam się tym, aby było ono na ostatnim piętrze. Dość miałam panienek chodzących w szpilkach po mieszkaniu. Dość miałam rozwrzeszczanych bachorów grających w piłkę, walących klockami o panele i tupiących jakby ważyły tonę. Nie przecieraj oczu, wzrok Cię nie myli, że ośmieliłam się jako matka użyć TEGO zwrotu. Są dzieci i są bachory. Koniec i kropka. Ile ja się nasłuchałam stukotów i pukotów przez lata wynajmowych mieszkań, to moje. Miałam jedno marzenie, aby nikt mi już nie walił nad głową.

Jako mizofonik (osoba nadwrażliwa na niektóre dźwięki) chorobliwie kocham ciszę i spokój. Ktoś by mógł powiedzieć: "Przecież możesz sobie kupić domek pośród łąk i lasów, a za przyjaciół mieć dzika, sarnę i zająca szarego." Otóż nie mogę, a przyczyn tego stanu jest wiele. A pierwszym i oczywistym jest KASA. Także mój projekt życia, czyt. "zaszycia się daleko w buszu z dala od ludzi" musi jeszcze poczekać ładnych parę lat. Zatem punkt pierwszy - ostatnie piętro. Kolejnym warunkiem było to, że musi to być mieszkanie przynajmniej 3 pokojowe, przestrzeń dla mnie i dla męża, przestrzeń dla dziecka i przestrzeń wspólna. Na początku myśleliśmy o osobnej kuchni, ale potem doszliśmy do wniosku, że dobrze będzie salon z kuchnią połączyć. Lubię przy gotowaniu zerknąć na telewizor, na bawiące się dziecko czy porozmawiać z gośćmi siedzącym na kanapie i czekającymi na posiłek. Zależało mi również na tym, aby toaleta była oddzielnie, z przyczyn dość oczywistych, ale również i z uwagi na koty, a właściwie ich kuwetę. Jedynym miejscem, gdzie ją toleruję jest łazienka, ale jakoś tak niefajnie jest się kąpać w oparach kociego moczu.

Kolejna istotna sprawa to układ pomieszeń. Toaleta, łazienka i kuchnia nie mogły być obok pokoju synka. Synek chyba mizofonię wyssał z mlekiem matki i jest tak samo wrażliwy na dźwięki. Absolutnie wszystko go wybudza. W obecnym, wynajmowanym mieszkaniu, gdy Janek śpi, nie jestem w stanie nic zrobić, ani wykąpać się, ani ugotować, bo zarówno kuchnia jak i łazienka przylegają do jego pokoju. Następna ważna sprawa, to balkon. Wiele pięknych mieszkań odrzuciłam ze względu na brak balkonu. Bardzo ważną sprawy był również duży i jasny przedpokój. Nieprzyjemnie się wchodzi do ciasnego, ciemnego i dusznego pomieszczenia. Doskonale wiedziałam czego chcę i czego nie chcę.

Nie chciałam mieszkania w wieżowcu, obok windy i zsypu. Odrzucałam również mieszkania do generalnego remontu. Niestety nie można mieć wszystkiego. Akurat, gdy oglądaliśmy TO mieszkanie, było już w trakcie remontu prowadzonego przez ekipę remontową HomeBroker'a z siedzibą w Głogowie. Zbałamuceni przez agencika Robercika wizją o tym, jaka to nam się okazja trafiła podjęliśmy decyzję o kupnie. Czy słuszną? Czas pokaże.
Widok z okna na przepiękne wzgórza ukradł moje serca, a i w mieszkaniu wyczułam niezły potencjał. Na  szczęście windy nawet nie słychać. Zsyp również na razie nie stanowi problemu, choć tutaj bardziej obawiałam się karaluchów. Kiedyś, jeszcze za czasów studenckich, wynajmowałam mieszkanie w wieżowcu obok zsypu i niestety miałam niechcianych gości. Potem okazało się, że to nie do końca wina zsypu, a pewnej sąsiadki, która chorowała na zbieractwo.. Regularnie do jej mieszkania przyjeżdżała straż pożarna i wynosiła klamoty, głównie śmieci. No ale nie o tym, nie o tym...

Generalny remont na wykończeniu, teraz pora na poprawki i dopieszczanie. Tak obecnie wygląda rozkład mieszkania:

Sypialnia będzie w pokoju z balkonem. Z uwagi na ogrom przestrzeni, zażyczyliśmy sobie, aby powstała tam garderoba. Kuchnie postanowiliśmy połączyć z drugim pokojem i odgrodzić od przedpokoju szklaną ścianą z przesuwnymi drzwiami (szerokość na 2m), co zapewnia doskonałą wentylację, stwarza iluzję dużej przestrzeni i nie zabiera światła. Pan Daniel z ekipy remontowej nadziwić się nie mógł: "a na co, a po co, a że zbędne, że bez sensu, że wystarczy zwykły regips, albo nic" i jak to macher dodawał swoje parę groszy o zasadności tego, co chce klient. Ostatecznie system przesuwny robiła nam zupełnie inna firma - ML Glass. Jest kilka małych niedociągnieć, ale generalnie jestem zadowolona, choć pomysł na początku był zupełnie inny. Od razu jak zobaczyłam układ mieszkania, wiedziałam, że tam stanie szklana ściana. Po pierwsze, to zawsze jeden pokój więcej, a po drugie, chciałam odgrodzić trochę tę przestrzeń od dzikiej zwierzyny. Marzyła mi się szklana ściana z czarnymi, metalowymi szprosami, ale finanse sprowadziły mnie szybko na ziemię. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Obecna szklana ściana, nieźle zdaje egzamin.

W następnym wpisie będzie sporo zdjęć, będzie o tym, jak na obecną chwilę wygląda mieszkanie (czyli jak głęboko w dupie jesteśmy), bo niby ekipa remontowa się zawinęła i prace zostały ukończone, ale jeszcze długa droga przed nami nim zobaczymy koniec. Obawiam się, że przed nami pół roku ciężkich prac. Mnóstwo poprawek, niespodzianek i niedoróbek. Pomimo, że w umowie z agencją nieruchomości mamy zapis o dwuletniej gwarancji na usługi budowlane, to panowie z ekipy remontowej mają w nosie wszelkie gwarancje. Także zapraszam już za niedługo na poremontowe kwiatki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz