czwartek, 21 lipca 2016

Rzecz o sikaniu

Czy ja tak na poważnie? Czy ona serio będzie pisała o sikaniu? Ano serio! Najseryjniej. Nic co ludzkie nie jest mi obce. A sprawa płynąca, tfu niecierpiąca zwłoki.
Od początku ciąży sikam jakby mnie sam diabeł opętał. W drugim trymestrze trochę się uspokoiło, ale teraz... teraz to się zastanawiam czy nie przenieść się na pozostałe trzy miesiące do toalety, bo sikam, co 15 minut. To jest szaleństwo! Ledwo wyjdę z łazienki, to już muszę wracać. Tak się nie da żyć. Czy leżę, czy chodzę, czy stoję na głowie sikać chce mię się cały czas. Boję się wychodzić z domu na zakupy czy nawet na mały spacer z psem, a o dłuższym to mogę pomarzyć.
Są porady na wszystko. Na zgagę, bezsenność, ból kręgosłupa, a na sikanie jest jedna porada "urodzić, to przejdzie". A jakby tak sobie przypiąć cewnik? Ech... Żałuję, że nie żyję w czasach średniowiecza, gdzie damy w długich sukniach sikały tam gdzie stały.
I jeszcze taka ciekawostka apropos sikania i stwierdzania ciąży. Wiecie, że ok. XVI wieku istnieli tzw. "sikający prorocy", którzy wróżyli można by powiedzieć z moczu kobiety? Dokładniej rzecz ujmując oceniali mocz pod kątem jego zabarwienia i właściwości, a niektórzy podobno mieszali go z winem poddając obserwacji i na tej podstawie stwierdzali ciążę, lub jej brak.
Ciekawostką jest również to, że za pierwszy test ciążowy i to skuteczny w prawie 70%  służyło sikanie na zboże, a konkretnie na pszenicę i jęczmień. Jeśli pierwsza wykiełkowała pszenica, to można było spodziewać się, że urodzi się chłopiec, a jeśli jęczmień to dziewczynka, a jeśli nic nie kiełkowało, to nie było czego i kogo się spodziewać, tylko próbować dalej. Tacy to mądrzy byli Egipcjanie. Dodam, że eksperyment przeprowadzony w latach sześdziesiątych ocenił skuteczność tej metody właśnie na 70%, bo zbadali nawet mocz mężczyzn, i jak można się domyślać nic po nim nie kiełkowało. I co? Zatkało kakao?

Stało się. Będę mamą...

Radosna twórczość mojego męża
Tak, tak... Dotarło do mnie. Będę mamą. Dotarło wraz z ciężkością oddechu i kaczym chodem. I pomyślałam sobie, że już nic nie będzie takie jak dawniej.
Gdy dowiedziałam się siedem miesięcy temu o ciąży przeżyłam szok, no dobra, delikatny szok. W końcu kobieta po trzydziestce, która regularnie współżyje ma schowane gdzieś tam z tyłu głowy, że "z tego może być dziecko". Wchodziłam właśnie od paru mięsiecy powoli w nowy związek, więc nie był to najlepszy czas na zakładanie rodziny, ale stało się. Aktualnie słowo "powoli" zupełnie wykreślam z mojej rzeczywistości. Czy się cieszę? Przeogromnie! Choć macierzyństwo nigdy nie było moim marzeniem, a od dzieci stroniłam jak mogłam, no dobra, nawet słowo 'nie przepadałam' nie będzie nadużyciem, to cieszę się ogromnie z tego, że będę mamą. Moje szczęście wynika również z tego... bo jak się okazało... Mam przy sobie wspaniałego i wyrozumiałego faceta, takiego uszytego na miarę, dzieki któremu doświadczyłam i doświadczam każdego dnia czym tak naprawdę jest miłość. Moje życie jakoś tak nabiera całokształtu i... sensu.  Oczywiście jest też wiele obaw, hormony w ciąży dają mi nieźle popalić, stałam się niesamowicie płaczliwa i drażliwa, ale o tym w późniejszym wpisie, bo ten niech stanowi swoisty wstęp i powitanie.
Jak ja się tutaj znalazłam i jaki będzie cel tego bloga? Otóż nie wiem. Obudziła się we mnie wraz z syndromem wicia gniazda potrzeba stworzenia małego pamiętnika. Myślałam już o tym wcześniej, ale jakoś tak za każdym razem próba zostawała zaniechana. Do dzisiaj.

A że jest późno, prawie północ, to też specjalnie nie będę się rozpisywać, aby zanadto nie rozbudzić mózgu, ostatnio mam problem z bezsennością. A to nie takie ułożenie, a tu jakiś taki lęk nocny, a to setki myśli, a to nowy pomysł na nowe ubranko dla bąbla, a to nagła potrzeba kupienia laktatora na allegro, bo ktoś wygrał w konkursie i sprzedaje po okazyjnej cenie plus smoczek uspokajający gratis, funkiel nówka normalnie. I jakby ktoś tu trafił z problemem bezsenności to polecam:
- melisę
- ciepłe mleko
- utwory Korteza puszczane ciuchutko do uszka.

Nie polecam:
- używania komputera przed snem
- myślenia o porodzie (wiem, wiem... cholernie ciężkie w realizacji).

A zatem zgodnie z moimi radami wyłączam komputer i idę przyrządzić napar z melisy.