wtorek, 28 lutego 2017

Rzecz o high need baby


Jedna z tych wyjątkowych chwil, kiedy Johny śpi.
Od razu napiszę, że nie będę zgrywała eksperta, bo daleko mi do niego. Opowiem Wam jedynie o moim hajnid Janku i jeśli pewne zachowania będą się pokrywać z zachowaniami Twojego dziecka, to z całkiem dużą pewnością masz do czynienia z tzw. High Need Baby – czyli dzieckiem szczególnie wymagającym.

Do poruszenia tego tematu sprowokował mnie wpis jednej z blogerek, która stwierdziła, że jej noworodek jest chyba high need, bo „cały dzień wisi na piersi i jest nieodkładalny”.
Pod jej wpisem zleciał się od razu rój oburzonych mam hajnidowych dzieci, dających wykłady i pouczenia. Matki Polki stoczyły
zażartą dyskusję, o to która mama ma bardziej przesrane (sorry, długo szukałam innego słowa, ale to najlepiej oddaje tamte emocje), a licytacje, czyje dziecko jest bardziej high nie miały końca...

- Moje jest high need!
- A nie, bo moje!
- Moje! Moje! Moje!
- Moje jest takie high, że spaliłam dwie suszarki!

No mówię Wam. Istny kabaret. Aż chciałam dorzucić:
 – A ja od trzech dni nie myłam włosów i całymi dniami chodzę tylko w spodniach od pidżamy, żeby dziecko miało stały dostęp do baru mlecznego. 

Ogarnęłam się jednak i pomyślałam sobie, że nie będę zabierać głosu, bo jeszcze rykoszetem dostanę plus kilka banów gratis i poszłam zgłębiać temat w przepastnych czeluściach Ynternetów. Poza tym autorka nieszczęsnego wpisu obruszyła się na to, że ktoś jej wytknął małą znajomość tematu  tak bardzo, że elegancko przegoniła towarzystwo „jak się nie podoba, to spieprzać dziadu. Ja piszę, ja wiem lepiej.” No ale tak swoją drogą, jak się porusza temat na popularnym opiniotwórczym (?) blogu i pisze się o rzeczach o których się nie ma pojęcia, to trzeba liczyć się z krytyką.

Okej, koniec tych heheszków. Powracając do tematu i do wiszenia… To, że niemowlę „wisi” i jest nieodkładalne, wcale nie przesądza o tym, że jest od razu wymagające. Istnieje coś takiego jak tzw. czwarty trymester ciąży, czyli pierwsze trzy miesiące życia dziecka poza brzuchem matki. I to, że dziecko domaga się ciągle piersi, źle znosi samotność, a spać chce tylko na rękach nie jest niczym odbiegającym od normy. Jeżeli stan ten utrzymuje się po rozpoczęciu czwartego miesiąca, to już możemy podejrzewać, że nasza pociecha powiększa grono hajnidów. Czy należy się tego obawiać? Ależ absolutnie, bo to żadna choroba, bardziej bym powiedziała, że osobliwa cecha charakteru. Trzeba tylko uzbroić się w pokłady anielskiej cierpliwości, obserwować swoje dziecko, słuchać, a zostanie nam to wynagrodzone z nawiązką. Co jeszcze? Czytać, czytać, czytać! Zdobywać wiedzę. Pocieszający jest fakt, że podobno z takich wymagających niemowlaków wyrastają wyjątkowe dzieci, nastolatkowie, a potem dorośli. Ciepli, wrażliwi, uważni na potrzeby innych. Tyle teorii (wg Państwa Searsów), a życie pokaże.

Pewnie dalej chcesz więcej szczegółów i zastanawiasz się, czy Twoje szczęście jest high czy nie jest high? Każde dziecko jest inne, rozwija się w swoim tempie, nie można porównywać i ble ble ble, wszystko to prawda. Ale jeśli minął trzeci miesiąc i w zasadzie nie zauważasz jakiejś znaczącej zmiany w zachowaniu swojego Ptysia, to poczytaj o moim Janie i wyciągnij wnioski.

Na czwarty miesiąc mojego Jaśka czekałam z przygarbionymi plecami, językiem do pasa i obolałą piersią. Myślałam, że wydarzy się jakiś cud. Wszyscy powtarzali: „zobaczysz, skończy trzy miesiące będzie lepiej”. No normalnie czekałam na ten moment z taką ekscytacją jak dziecko, które rozpakowuje prezent w wigilię Bożego Narodzenia. I co? Pstro. Otóż… żaden cud się nie wydarzył. Moje dziecko pięknie się rozwijało, nawet miałam wrażenie, że szybciej niż inne, ale dalej z rąk nie schodziło i komunikowało się ze mną poprzez głośny ryk all day all night. 

Przedstawię Ci listę, a Ty sobie odhaczaj ptaszki, za każdym „ojej mam tak samo”.

.     ➧Jan nie płacze. On drze się tak jakby go ze skóry obdzierali, albo polewali gorącą wodą. To jest taki wrzask, że czasami muszę wkładać stoperki do uszu, aby nie oszaleć od decybeli. Wrzeszczy bez zapowiedzi. Podczas, gdy inne niemowlęta kwilą przed pełnym atakiem, delikatnie coś tam sugerują, to mój Janek od razu wkracza na poziom master level. Od śmiechu do płaczu dzielą go sekudny. Zresztą w śmiechu też nie ma sobie równych. Potrafi rechotać jak stara przekupa na targu. Jan nic nie robi na pół gwizdka. Jak coś robi to od serca. 

Jan nie jest oazą cierpliwości, jak sądzę ma to po mamusi. Jeśli jego potrzeba nie zostanie spełniona teraz, natychmiast, to na pewno wyrazi swą dezaprobatę głośno i wyraźnie. Metoda na przeczekanie jest w jego przypadku najgorszym wyborem. Będzie krzyczał tak długo aż dostanie to czego chce. Nie myśl sobie, że zostawiałam dziecko aby się wypłakało. O tym w jaką histerię potrafi wpaść moje czteromiesięczne niemowlę przekonałam się któregoś razu, gdy dopadła mnie jelitówka, więc chcąc nie chcąc dziecko musiało pobyć trochę samo czy mu się to podobało, czy nie. Oj a nie podobało mu się to bardzo, bo on akurat chciał ciumkać cycka w celach rekreacyjnych. Dziecko niewymagające w pewnym momencie po prostu zaśnie ze zmęczenia, albo zwyczajnie „odpuści” w zderzeniu z brakiem reakcji, ale nie hajnid. Hajnid nakręca się sam niczym szwajcarski zegarek.

„Należy karmić, co trzy godziny” grzmią lekarze i wszelkiej maści doradcy. I rzeczywiście u niemowląt po trzecim miesiącu życia jakoś te pory karmienia tak naturalnie same się regulują. Ale nie u mojego Jana. Oj nie. On je raz dziennie. Zaczyna rano, kończy wieczorem. Czy przesypiam nocki? Nie. Śpię z dzieckiem w łóżku, więc te karmienia nocne nawet nie są takie wykańczające. Przypuszczam, że maratony cyckowe będą trwały do momentu aż wprowadzimy „normalne” jedzenie. Na szczęście polubiłam karmienie piersią (o drodze przez mękę w przypadku kp opowiem innym razem) i wykorzystuję ten czas na czytanie, albo buszowanie w Internecie. Poza tym pierś w przypadku Jana jest nie tylko do jedzenia, ale to przede wszystkim najlepszy uspokajacz. Kiedyś zostawiłam synka dziadkom na 4 godziny z zapasem mleka, bo musiałam coś musowo załatwić. Matka mi prawie do reszty osiwiała. Nigdy więcej. 

„    ➧Śpi jak niemowlę” – powiedział tak chyba ktoś, kto nie miał dziecka. Jan bardzo mało śpi. Może nie tyle mało, co chaotycznie. Jego sen jest tak samo nieregularny jak posiłki. Zdarza się, że czasami zaśnie sam. Sam w przypadku Jana oznacza po 15 minutach przy piersi. Niestety zwykle wygląda to tak, że na zmianę z mężem próbujemy go odprawić w krainę Morfeusza, on robiąc kilometry z dzieckiem przyklejonym do ojcowskiej piersi, a ja uprawiając stretching sutków. Gdy już mały dziamdziak zaśnie trzeba stać cały czas na straży z uchem przy ścianie, bo bardzo często wybudza się i tylko szybka reakcja spowoduje, że będzie spał dalej.

➧Pani nazwiskiem Hogg, a dokładniej mowa o Tracy Hogg zaleca wprowadzenie rytmu dnia. Powtarzalność, rutyna wg tej zaklinaczki dzieci, to klucz do szczęścia. Cóż… nie w przypadku hnb. O tym, że nie ma możliwości wprowadzenia stałych pór jedzenia czy spania w przypadku mojego dziecka wspomniałam wyżej. Mój hajnid Jan jest tak nieprzewidywalny i zmienny, że nawet nie ma sensu notowania godzin karmienia, a tym bardziej wprowadzania jakichkolwiek rytuałów. To rodzi tylko frustrację. Na początku mój brzdąc uwielbiał chustowanie, mógł siedzieć tam godzinami słodko drzemiąc. Wydaje mi się, że jego sympatia do chusty akurat przypadła na czas kolek. Potem zaczął się w tej chuście wić niczym piskorz, a na sam jej widok dostawał histerii. Tak samo było z otulaniem. Na początku otulanie działało niczym balsam na jego spazmatyczny płacz. Otulałam wszystkim. Kocykiem, ręcznikiem, pieluszką. Byleby ciasno. Stwierdziłam, że zainwestuję w Tulik żeby nie musieć syna tak motać, bo to trochę upierdliwe było, a on i tak niczym Houdini potrafił się w nocy wyswobodzić z pieluchowych kajdan. Użyłam Tulika może dwa razy, po czym moje dziecko stwierdziło, że krępowania nie znosi niczym diabeł święconej wody.  

➧Wszystkie niemowlęta są absorbujące. Nie ma w tym nic dziwnego. Ale Jan… Jan jest hipersupermega absorbujący. Nie ma takiej zabawki, która zwróciłaby jego uwagę na dłużej niż kilkanaście sekund, no może poza karuzelą. Nie ma możliwości, aby zajął się sobą dłużej niż kilka minut, ale nawet wtedy mąż albo ja (a najlepiej oboje) musimy być obok, bo Jasiek bardzo źle znosi samotność. Jest obecny w każdej minucie mojego życia. Stało się dla mnie normą, to że razem z nim gotuję, jem, śpię, ale i korzystam z toalety. Stagnacja i brak ruchu to nie jest to, co hajnidy lubią najbardziej. Lubią się bujać, kołysać, nawet być delikatnie potrząsane. A jednoczesne jedzenie i tańczenie, to bajka. Gdy ktoś mi mówi, że usypia swoje dziecko „no odkładam Zuzię, włączam szumisia i ona zasypia”, to wypełnia mnie zazdrość, nienawiść i niedowierzanie. Moja mama na własnej skórze przekonała się, że usypianie Jana, to najcięższe zadanie świata, a w przypadku osoby innej niż mama i tata, zadanie to staje się mission impossible, bo Jan toleruje jedynie rodziców. I o tym w punkcie następnym.

Mój mały hajnid toleruje dotyk jedynie najbliższych. Jeżeli babcia próbuje go dłużej ponosić na rękach, to Janek od razu wpada w ryk totalny. Podczas gdy do nas się klei, to do innych jest zupełnie nieprzytulasty. Czasami wręcz zachowuje się jakby dotyk go parzył. W ogóle jest bardzo wrażliwy na różne bodźce, w szczególności temperaturę i dźwięki. Z najgłębszego snu potrafi go wybudzić trzask paneli podłogowych albo burczenie maminego brzucha. Gdy Janek śpi, to w domu nie za wiele można zrobić, ale gdy nie śpi, to zrobić można jeszcze mniej, bo jak wspomniałam z chustą nie jest za pan brat.

Podsumowanie: niedokładalność, spanie na rękach, klacie, przy cycu, nadwrażliwość, hiperaktywność, płaczliwość, humorzastość, zmienność, nieregularność w jedzeniu i spaniu, niemożliwość wprowadzenia rutyny. Znasz to? I jeśli wykluczysz wątki zdrowotne jak kolki, problemy z brzuszkiem, wzmożone napięcie mięśniowe czy inne problemy neurologiczne, to witaj w gronie hajnidowych mam. Co możesz z tym zrobić? Pogódź się z tym.

Mnie na problem zwróciła uwagę nasza neurolożka. To ona zasugerowała, że Janek może być z "tych wymagających". Dlaczego jedne dzieci są high need a inne nie, do końca nie wiadomo. Za przyczynę takiego stanu rzeczy można obwiniać tzw. szybki poród, trudny i długi poród, a także ciążę z licznymi komplikacjami. W moim przypadku poród był bardzo szybki (przedwczesny i gwłatowny poród siłami natury, ale o nim innym razem, bo jeszcze nie dojrzałam do tego, aby opowiadać o tym doświadczeniu), a ciąża była od początku problemowa. Znaczna anemia, problemy z cukrem, krążeniem, oddychaniem, równowagą, kręgosłupem, do tego doszły napadowe stany lękowe. Moja ciąża to był rzeczywiście stan przy nadziei, nadziei, że to się kiedyś skończy.

Jeśli jesteś mamą high need baby podziel się proszę ze mną informacją, czy Twoja ciąża i poród przebiegały łagodnie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz